Kajetany - wizyta w Lutym.
Kochani, nie było nas tyle czasu na blogu. Wybaczcie.
Ale ostatnio jak zaczął się Nowy Rok to sporo się dzieje u nas.
A to choróbsko, a to wyjazd a to tamto i siamto, ciągle coś.
Więc, jesteśmy zabiegani. Totalnie zabiegani.
Będę co jakiś czas pisać, ale nie często.
Bartuś miał mieć drugie kontrolne ABR w Kajetanach, w grudniu. Z powodu choroby musiałam przełożyć i był termin na Luty. I znów dopadło choróbsko - zapalenie oskrzeli od katarku.
I termin o dziwo szybszy, bo za 2 tygodnie. Udało się! Ominęliśmy choróbsko po antybiotyku.
Szymek również wybrał się z nami. On w tym czasie miał ostatnią wizytę kontrolną z procesorem plus ustawienia programu. I wszystko wsio naj działa i ustawiony program, lekko zmieniona ale jest. Kolejna wizyta za ponad rok czasu, bo dopiero w czerwcu 2019 roku. Już częściej nie trzeba jeździć.
Tu w oczekiwaniu już na salę, po przyjęciu w rejestracji Bartusia.
A żeby nudno nie było to wyglądało też tak.
Szymek udając, że rozmawia z kimś przez telefon - wspomniał, że dzwoni do Babci.B ( do mojej mamy ). Opowiadał, że jesteśmy na miejscu, że czekamy, że wszystko jest dobrze.
A Bartuś to ciągle jest naładowany energią, jego jest pełno i nigdy się nie męczy.
I tak właśnie wygląda badanie ABR. To znaczy, na zdjęciu akurat jest przed badaniem. Ale w ten sposób, naklejają taśmy. I w trakcie badań podłączają do tych plasterków plus głośniki.
No i wynik był jaki był, chociaż tego się spodziewałam, że tak będzie.
Na lewe ucho wyszło mu 80dB, prawe 95dB już z poprzedniego ABR. W trakcie badań w lewych uchu nie wykazało wyników - płyn w uszach - powodem mogła być infekcja, w której on przeszedł. A był chory - przypomnę, że miał zapalenie oskrzeli, co powodem był katar.
Zatem czekamy już na list - czy zakwalifikował się.
Decyzja dla rodzica była trudna - bo wynik nie pokazał nam tak jak być powinno, bym mogła w 100% pewności zgodzić się na implant. Jeszcze mamy czas, ale myślę, że nie ma co się zastanawiać.
Widzę to po obserwacji Szymka. Dzięki urządzeniu jak procesor mowy - jego mowa rozwinęła się do przodu. I dziś jest totalnym gadułą - buzia się nigdy nie zamyka. Ba, nawet śpiewa. :)
Tak właśnie, wyglądało wszystko.
Po wszystkim pojechaliśmy zjeść obiad, bo czekała nas długa podróż powrotna do Gdańska - około 400km :(.
Ale za to wiadomość dla Szymka, która ucieszyła bardzo. Obiecałam mu, że dostanie pieska. Zresztą ja zawsze chciałam mieć w dzieciństwie zwierzątko w domu - psa albo kota.
Jest z nami pies.
Jechał z nami do Gdańska.
Nazywa się Rocky. Jest 3 miesięcznym psiakiem, toć to szczeniak - Shiz tzu.
Jesteśmy szczęśliwi! :)